Lechia na własne życzenie przegrała na PGE Arenie z Pogonią Szczecin 0:1. Niedokładność, brak wykończenia akcji i błędy w obronie gdańszczan zadecydowały o wyniku meczu. Kibice natomiast pożegnali piłkarzy potężnymi gwizdami.
* * *
Lechia: Trela, Pietrowski, Bougaidis, Janicki, Leković, Borysiuk (Vranješ 74), Łukasik, Makuszewski, Friesenbichler (Nazario 46), Wiśniewski (Grzelczak 69), Čolak
Pogoń: Janukiewicz, Frączczak, Hernani (Rudol 76), Golla, Matynia, Kun (Nunes 67), Dąbrowski, Rogalski, Murawski, Okuno (Bąk 59), Robak,
Bramki: Robak (38)
* * *
Joaquim Machado znów trochę namieszał w wyjściowej jedenastce. Na pewno największą niespodzianką był brak Stojana Vranješa, dla którego był to pierwszy mecz w Lechii, kiedy nie wyszedł na boisko od pierwszej minuty. W związku z tym w środku pola grali obok siebie Borysiuk i Łukasik, a to oznaczało, że w tej formacji Portugalczyk postawił tylko na defensywę. Trzeba też powiedzieć, że mecz z Pogonią oglądała tylko niewielka liczba kibiców (13 141). Słaba postawa zespołu w ostatnich meczach przeważyła. Na nic zdała się akcja promocyjna klubu w gdańskich szkołach, w której rozdano 26 tysięcy voucherów uprawniających do odbioru darmowej wejściówki.
Początek meczu był dość szarpany z obu stron. Pogoń starała się przejąć inicjatywę, ale Lechia skutecznie jej to uniemożliwiała stosując wysoki pressing. Sporo też było niedokładności w poczynaniach obu zespołów. Pierwszą składną akcję oglądaliśmy w 7. minucie meczu. Dobrą piłkę do Makuszewskiego zagrał Leković, ale pomocnik Lechii zamiast podawać do wbiegającego Friesenbichlera sam zakończył akcję strzałem, który nie sprawił większych problemów Janukiewiczowi. Chwilę później z boiska powinien wylecieć Dąbrowski, który prawie urwał nogę Wiśniewskiemu, ale sędzia Borski postanowił sięgnąć jedynie po żółty kartonik.
Lechia była lepsza piłkarsko, ale cały czas brakowało jej odpowiedniego wykończenia akcji i dokładności. Chciała to wykorzystać Pogoń, która w 18. minucie przeprowadziła swoją pierwszą groźną akcję, ale Rafał Murawski w idealnej sytuacji posłał piłkę w trybuny. Nie był to porywający mecz. Większość gry toczyła się w środku pola. Lechiści starali się ruszyć skrzydłami, ale porażali wręcz technicznymi błędami, kiedy trzeba było podjąć decyzję co dalej zrobić. Całe szczęście „Portowcy” nie byli w stanie zagrozić bramce Dariusza Treli, bo grali jeszcze słabiej od gospodarzy. W 30. minucie powinno być 1:0 dla Lechii. Wiśniewski przechwycił piłkę po błędzie obrońców Pogoni, wbiegł w pole karne, ale beznadziejnie zagrał do Čolaka. Chwilę później równie beznadziejnie zagrywał Pietrowski. Nie można grać w ten sposób. Kiedy jest się lepszą drużyną należy wykorzystywać takie sytuacje.
W 33. minucie Piotr Wiśniewski zachował się jak profesor ogrywając obrońców gości i wychodząc sam na sam, jednak kiedy już przyszło do strzału... szkoda słów. Gdańszczanie powinni prowadzić przynajmniej trzema bramkami i mieć resztę meczu pod kontrolą, a tak dawali Pogoni nadzieję na to, że może z PGE Areny wyjechać z dorobkiem punktowym. Niewykorzystane sytuacje się mszczą. W 38. minucie błędy obrońców Lechii wykorzystał niezawodny Marcin Robak. Kolejna bramka tracona z przypadku. Nie zmieniło to jednak obrazu gry. Do końca pierwszej połowy oglądaliśmy ataki Lechii, obronę Częstochowy w wykonaniu Pogoni i tylko chwilowe jej zrywy.
Druga część meczu wyglądała identycznie jak pierwsza. Lechia starała się atakować, ale liczba niedokładnych podań i strat była nie do zniesienia. Pogoń natomiast spokojnie czekała na swoją kolejną szansę. W 53. minucie kolejną idealną okazję do zdobycia bramki zmarnowała Lechia, a dokładnie Antonio Čolak, który strzelił wysoko nad poprzeczką. Nawałnica na bramkę Janukiewicza trwała w najlepsze, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. W 56. minucie minimalnie głową przestrzelił Makuszewski. Cztery minuty później groźną kontrę wyprowadziła Pogoń i tylko interwencja Bougaidisa uchroniła gospodarzy przed stratą drugiego gola.
Ciężko było patrzeć na tę nieporadność lechistów. Starali się, żeby doprowadzić do wyrównania, ale cały czas nie pozwalał im na to brak celnych podań w najważniejszym momencie. W 74. minucie świetnie głową uderzał Čolak, ale równie dobrą interwencją popisał się Janukiewicz. Jeśli nawet takie strzały nie kończą się bramką, to trudno myśleć o uzyskaniu dobrego wyniku. I tak w kółko – albo niedokładne podania, albo brak wykończenia. Z taką grą nawet nie ma co myśleć o zawojowaniu ligi. Takiej gry nie tolerują już kibice, którzy coraz głośniej wyrażają swoją dezaprobatę.
Do końca meczu obraz gry nie uległ zmianie. Lechia po raz kolejny nie wygrywa na własne życzenie. Tej drużynie potrzebny jest wstrząs, bo jak tak dalej pójdzie, to bardzo szybko trafią nawet i do strefy spadkowej.
Patryk Gochniewski
- 22/09/2014 07:45 - Przeszłość i przyszłość gdańskiego sportu - GALERIA
- 21/09/2014 19:58 - PGE Atom Trefl ponownie lepszy od wicemistrza Niemiec
- 21/09/2014 18:37 - Machado poza Lechią
- 20/09/2014 22:07 - Atomówki lepsze od wicemistrza Niemiec
- 20/09/2014 11:16 - Lechia pokazała jak nie należy grać w piłkę. Oceny zawodników za mecz Pogonią
- 19/09/2014 12:37 - Lechia - Pogoń: 34. Derby Pomorza
- 16/09/2014 22:04 - Srebrny medal juniorów SKT
- 15/09/2014 09:12 - Przeciętność, czyli oceny lechistów za mecz w Bełchatowie
- 14/09/2014 18:46 - Błysk Grzelczaka ratuje punkt w Bełchatowie
- 10/09/2014 16:24 - IV Olimpiada Osób Głuchoniewidomych w Konkurencjach Przeróżnych